A no właśnie… Dlaczego tyle czasu nie ma wieści na henhen? Zabili ich w tej Ameryce Południowej czy jak? Może się zgubili?
Otóż nie! Jesteśmy cali i zdrowi i wcale się nie zagubiliśmy. Bardzo przepraszamy wszystkich za tak długie milczenie. Od ostatniego wpisu minęło już chyba ze 100 lat. Oczywiście jak każdy winny, my też mamy coś na swoje usprawiedliwienie Ostatni post opublikowaliśmy w Castro na wyspie Chiloe. Zaraz potem przeprawiliśmy się do opustoszałego i zniszczonego wybuchem wulkanu Chaiten, gdzie skończyła się cywilizacja, a zaczęła się przygoda z Carreterą Austral. Potrzebowaliśmy 3 tygodni, aby przedostać się do Villa O’Higgins leżącego u stóp Południowego Lądolodu Patagońskiego – największego po Antarktydzie i Grenlandii pola lodowego na świecie. Tam rozpoczęła się nasza dwudniowa przeprawa przez granicę chilijsko-argentyńską.
Chilijska Patagonia jest dzika w pełnym tego słowa znaczeniu. Rzek, fiordów, gór, jezior, lagun, lodowców, lasów jest tu pod dostatkiem – ze stabilnie działającym połączeniem internetowym i sygnałem telefonicznym nieco gorzej. Kontakt ze światem przyrody pierwszorzędny, ale z szeroko pojętą cywilizacją mizerny.
Teraz jesteśmy już w bardziej ucywilizowanej części Patagonii i powinno być już tylko lepiej. Około 8 marca powinniśmy dotrzeć do Ushuai – najdalej na południe wysuniętego miasta kuli ziemskiej (kawałek dalej jest już tylko malutka chilijska osada rybacka Puerto Williams).
Z „lekkim” opóźnieniem zapraszamy do lektury pierwszej relacji z Ameryki Południowej – lepiej późno niż wcale!
Paulina i Tomek
Comments