Koniec z plażowaniem. Jedziemy na spotkanie pijawek, pająków i innych robali w dżungli Parku Narodowego Taman Negara. Skoro mowa już o przemieszczaniu się, trzeba wspomnieć, że zarówno teraz jak i w trakcie 8-godzinnej podróży do Kota Bharu, skąd ruszyliśmy na Perhentian Islands, mieliśmy okazję przyjrzeć się sporemu kawałkowi Malezji. Wnętrze kraju jest przepiękne, plantacje palm i bananowców rozsiane wśród wzgórz przecinają błotniste rzeki, połacie dżungli i wapienne wzgórza. Zdecydowanie polecamy podróż przez Malezję na motorze, rowerze lub innym pozbawionym dachu środku lokomocji.
W Taman Negarze jak większość turystów, zatrzymaliśmy się w wiosce Kuala Tahan – położona w środku parku nad rzeką stanowi dobry punkt wypadowy. W pokoju obok nas spotkaliśmy parę Polaków. Agnieszka i Paweł są w podróży poślubnej, tydzień po ślubie i mieli ze sobą ostatnie zapasy z wesela – tym sposobem spędziliśmy bardzo miły wieczór popijając polską wódkę. Warto zauważyć, że łamaliśmy tym samym zakaz, w związku z czym alkohol musiał być maskowany – z lewej strony za płotem mieliśmy meczet, z prawej posterunek policji.
Następnego dnia przeprawiliśmy się przez rzekę i wyruszyliśmy na podbój dżungli. Drzewa, wielkie korzenie, liany, olbrzymie liście, kolczaste łodygi – trzeba przyznać, że tutejszy las różni się nieco od naszego. Gęsty, przeplatany najróżniejszą roślinnością wyrastającą z ziemi i zwisającą z drzew sprawia wrażenie jakby pochłaniał wszystko co stanie na jego drodze – wystarczy przypomnieć sobie co zrobił las tropikalny ze świątynią Angor Wat w Kambodży.
Mieszkańcy lasu też są nieco inni. Pomijam słonie, tygrysy, jaguary, krokodyle itp. żyjące w dżungli – tych nie mieliśmy okazji spotkać (chociaż przyznajemy, że momentami mieliśmy lekkiego stracha, kiedy słyszeliśmy szelesty i hałasy „czegoś” przedzierającego się przez gęstą roślinność – jednak najczęściej okazywała się to małpa lub duża wiewiórka). Ale takich domowników jak pająki, węże, jaszczurki, skorpiony, patyczaki, czy stonogi giganty można dużo łatwiej spotkać na szlaku (mieliśmy też spotkanie z małym dzikiem – nie wiemy kto się bardziej przestraszył, my czy on). Niesamowite wrażenie robią olbrzymie 2 cm mrówki. Ich mniejsze, ale bardziej korpulentne koleżanki idąc „stadem” po ściółce są słyszalne z kilku metrów. Na jednym ze szczytów, na który weszliśmy podczas naszej wędrówki, zaśpiewał nam ptak, który brzmiał jak DJ w klubie techno. Nasz szlak przez dżunglę pod koniec wyszedł na malowniczą nadrzeczną plażę. Orzeźwiająca kąpiel w rzece to to czego było nam trzeba (to było jeszcze zanim dowiedzieliśmy się, że w rzece żyją krokodyle).
Dużo frajdy sprawił nam Canopy Walk – mosty zawieszone na linach między drzewami. Miejscami spaceruje się około 50 metrów nad ziemią, podziwiając las tropikalny z perspektywy małpy. Świetna sprawa, chodź jeżeli ktoś ma lęk wysokości i brak zaufania do niestabilnych konstrukcji, może czuć się tutaj mało komfortowo.
Mieliśmy też okazję pospacerować po dżungli w nocy – krótki trekking z przewodnikiem. Na początku podśmiewaliśmy się z naszej wyprawy, gdy okazało się, że nie idziemy głęboko w las tylko na spacer w okolicach jednego z resortów. Po krótkim czasie oddaliśmy jednak honory naszemu przewodnikowi. Facet miał niesamowite oko i pokazał nam sporo stworzeń, których nie zauważaliśmy, chodząc po lesie sami – było warto.
Jako że czasu w Malezji mało, a ciekawych miejsc do zobaczenia sporo, kolejnego dnia musieliśmy opuścić Taman Negara. Rano wsiedliśmy na drewnianą łódkę i popłynęliśmy w dół rzeki wijącej się przez dżunglę. Ta forma transportu była o niebo ciekawsza od autobusu. Po drodze widzieliśmy dowód na to, że w rzece żyją krokodyle. Zwłoki jednego z nich dryfowały kilka metrów za naszą burtą. Paulina w pierwszej chwili była przekonana, że to dmuchana gumowa zabawka dla dzieciaków. Wątpliwości rozwiały ostry zapach padliny i ostrzeżenia przed krokodylami, które po przypłynięciu ujrzeliśmy rozwieszone w porcie. Pokrzepieni widokami ruszyliśmy w drogę do Melaki, do której dotarliśmy zaledwie 7 godzin, 4 przystanki i 6 różnych środków transportu później.
Comments