Gdy w Nowej Zelandii zamieszkaliśmy na miesiąc w naszym Spaceshipie na blogu pojawił się krótki opis naszego nowego domu na kółkach. Tym razem nie może być inaczej. Co prawda spać będziemy w namiotach, ale przez najbliższe tygodnie nasze życie będzie toczyło się wokół bohaterki tego posta – ciężarówki  „Shire”.

Osobowe samochody terenowe są przerabiane na auta wyprawowe od wielu lat. Jednak w takim aucie mieści sie około 4 osób. Co jeżeli chcemy przewieźć większą grupę po bezdrożach? Autobus nie da rady – zakopie sie przy pierwszej lepszej okazji. Ktoś błyskotliwy wpadł zatem na pomysł aby na auto wyprawowe przerobić ciężarówkę. Tak powstał biznes Overlandingu popularny dziś na całym świecie. Duża ciężarówka jest wytrzymała. Dzięki wysokiemu zawieszeniu i dużej mocy może pokonać trasy przeznaczone dla aut terenowych. Pozostaje jeszcze przystosować pojazd przeznaczony do przewozu np. kartofli, tak aby mógł we względnie cywilizowanych warunkach przewozić ludzi.

Idea overlandingu wywodzi się z jazdy terenowej. W dużym skrócie chodzi o to, aby zjechać z turystycznych szlaków, którymi podążają emeryci w luksusowych autobusach (drogi emerycie zaznaczamy, że nic do Ciebie nie mamy, ale w ten sposób podróżować będziemy na emeryturze – swoją drogą fajnie mają Ci „zachodni” emeryci, że ich na to stać).

Podróżuje się w większej grupie niż np. w terenówce, dzięki czemu jest taniej i weselej. Grupa jest samowystarczalna. By przetrwać potrzebuje jedynie raz na kilka dni odwiedzić sklep spożywczy, sklep alkoholowy i stację benzynową. Dzięki temu można dotrzeć w mniej turystyczne, ciekawsze i „dziksze” miejsce.

Poniżej możecie obejrzeć filmik o overlandingu – w tym przypadku w Ameryce Południowej:

Jak wygląda życie podczas tego typu wycieczki? Miłośnicy 5 gwiazdkowych hoteli i luksusowych restauracji pod krawatem nie będą zadowoleni. Hotel zamieniamy na namiot. Duży i względnie komfortowy. Mamy do dyspozycji materace więc śpi się bardzo wygodnie – oczywiście w swoim śpiworze. Sypialnię trzeba codziennie zbudować i zdemontować. Nocujemy zazwyczaj na oficjalnych campingach. Czasem na „dziko” gdzie zamiast prysznica mamy rzekę, a toaletę musi zastąpić busz – ale to rzadko.

Poniżej filmik przedstawiający ciężarówkę Acacia – taką jaką my podróżowaliśmy:

Co z jedzeniem? Przygotowujemy sami. A dokładnie dedykowany do tego zadania zespół. Zespołów jest 5 i każdego dnia zamieniamy się obowiązkami:

  1. gotowanie,
  2. zmywanie,
  3. sprzątanie ciężarówki,
  4. pakowanie ciężarówki,
  5. dzień wolny.

W naszym przypadku szefem kuchni była nasza przewodniczka, opiekunka i liderka Chantelle. Jedzenie było fantastyczne. Do dyspozycje mieliśmy butle gazowe, ognisko, grill, komplet niezbędnych naczyń i mebli kuchennych oraz wszystko to na co mieliśmy ochotę i kupiliśmy wcześniej w sklepie. Każdego dnia zarówno mięsożercy jak i wegetarianie byli zachwyceni.

Cały sprzęt przechowywany w ciężarówce codziennie było trzeba rozpakować a następnie zapakować (każdego dnia mieliśmy od tego specjalny zespół). Mam tu na myśli stoły, naczynie, krzesła, butle gazowe, kuchenkę, grilla, miski do zmywania itp. Do przechowywania jedzenia i piwa (a właściwie piwa i ewentualnie jedzenia, o ile  się zmieściło) mieliśmy lodówki chłodzone lodem.

Przeciętne rozbicie obozu wyglądało następująco:

Parkowaliśmy. Każdy łapał za swój namiot i rozstawiał go w wybranym przez siebie miejscu. Zespół pakujący wyjmował niezbędny sprzęt. Zespół gotujący zaczynał przygotowywać posiłek. Zespół czyszczący ciężarówkę lekko ją ogarniał. Jaco (nasz przewodnik i kierowca) rozpalał ognisko. Reszta robiła to, na co miała ochotę (zazwyczaj piwo i krykiet). Później wspólny posiłek przy ogniu. Planowanie kolejnego dnia. Zmywanie przez zespół zmywający. Na koniec czas wolny dla wszystkich – wspólna zabawa przy ogniu lub w campingowym barze.

Rano pobudka (zazwyczaj baaaardzo wcześnie), poranna toaleta, śniadanie, składanie namiotów, pakowanie i w drogę. Przed nami kolejny dzień pełen wrażeń!

W ciężarówce każdy miał swoje miejsce siedzące oraz szafkę na rzeczy osobiste. Były głośniki i mini biblioteka. Zazwyczaj kilometry nawet na długich dystansach mijały nam bardzo szybko.

Nasza trasa:

Tu możecie przeczytać więcej o naszej wycieczce:

http://www.acacia-africa.com/acacia_overland/desert_tracker_25_days_2012.php

Od początku nie byliśmy przekonani, jak podróżować po Afryce. Do tej pory celowo unikaliśmy wszelkiej formy turystyki zorganizowanej. Jednak wszystkie znaki na niebie i w google wskazywały, że po Namibii i Botswanie bez własnego transportu nie zobaczymy tego, co naprawdę warte zobaczenia. Lokalny transport właściwie nie istnieje, a przedostanie się w bezludne miejsca graniczy z cudem. Na wypożyczenie własnej terenówki nie było nas stać, więc wybór padł na overlanding. RPA zwiedziliśmy we własnym zakresie małym autem (możecie o tym poczytać w poprzednich postach), ale dalej na północ zdecydowaliśmy wybrać się z Acacią.

Obawialiśmy się tej decyzji strasznie. Dzisiaj z perspektywy czasu wiemy, że dzięki niej spędziliśmy jeden z najcudowniejszych miesięcy w, co by nie mówić, chyba najciekawszym roku naszego dotychczasowego życia. A więc nie było tak źle! :)

Gdy w Nowej Zelandii zamieszkaliśmy na miesiąc w naszym Spaceshipie na blogu pojawił się krótki opis naszego nowego domu na kółkach. Tym razem nie może być inaczej. Co prawda spać będziemy w namiotach, ale przez najbliższe tygodnie nasze życie będzie toczyło się wokół bohaterki tego posta – ciężarówki „Shire”.

Osobowe samochody terenowe są przerabiane na auta wyprawowe od wielu lat. Jednak w takim aucie mieści sie około 4 osób. Co jeżeli chcemy przewieźć większą grupę po bezdrożach? Autobus nie da rady – zakopie sie przy pierwszej lepszej okazji. Ktoś błyskotliwy wpadł zatem na pomysł aby na auto wyprawowe przerobić ciężarówkę. Tak powstał biznes Overlandingu popularny dziś na całym świecie. Duża ciężarówka jest wytrzymała. Dzięki wysokiemu zawieszeniu i dużej mocy może pokonać trasy przeznaczone dla aut terenowych. Pozostaje jeszcze przystosować pojazd przeznaczony do przewozu np. kartofli, tak aby mógł we względnie cywilizowanych warunkach przewozić ludzi.

Idea overlandingu wywodzi się z jazdy terenowej. W dużym skrócie chodzi o to, aby zjechać z turystycznych szlaków, którymi podążają emeryci w luksusowych autobusach. Podróżuje się w większej grupie niż np. w terenówce, dzięki czemu jest taniej i weselej. Grupa jest samowystarczalna. By przetrwać potrzebuje jedynie raz na kilka dni odwiedzić sklep spożywczy, sklep alkoholowy i stację benzynową. Dzięki temu można dotrzeć w mniej turystyczne, ciekawsze i „dziksze” miejsce.

http://www.youtube.com/watch?v=q_63LpQd8mk&feature=player_embedded

Jak wygląda życie podczas tego typu wycieczki? Miłośnicy 5 gwiazdkowych hoteli i luksusowych restauracji pod krawatem nie będą zadowoleni. Hotel zamieniamy na namiot. Duży i względnie komfortowy. Mamy do dyspozycji materace więc śpi się bardzo wygodnie – oczywiście w swoim śpiworze. Sypialnię trzeba codziennie zbudować i zdemontować. Nocujemy zazwyczaj na oficjalnych campingach. Czasem na „dziko” gdzie zamiast prysznica mamy rzekę, a toaletę musi zastąpić busz – ale to rzadko.

Co z jedzeniem? Przygotowujemy sami. A dokładnie dedykowany do tego zadania zespół. Zespołów jest 5 i każdego dnia zamieniamy się obowiązkami:

1. gotowanie,

2. zmywanie,

3. sprzątanie ciężarówki,

4. pakowanie ciężarówki,

5. dzień wolny.

W naszym przypadku szefem kuchni była nasza przewodniczka, opiekunka i liderka Chantelle. Jedzenie było fantastyczne. Do dyspozycje mieliśmy butle gazowe, ognisko, grill, komplet niezbędnych naczyń i mebli kuchennych oraz wszystko to na co mieliśmy ochotę i kupiliśmy wcześniej w sklepie. Każdego dnia zarówno mięsożercy jak i wegetarianie byli zachwyceni.

Cały sprzęt przechowywany w ciężarówce codziennie było trzeba rozpakować a następnie zapakować (każdego dnia mieliśmy od tego specjalny zespół). Mam tu na myśli stoły, naczynie, krzesła, butle gazowe, kuchenkę, grilla, miski do zmywania itp. Do przechowywania jedzenia i piwa (a właściwie piwa i ewentualnie jedzenia, o ile się zmieściło) mieliśmy lodówki chłodzone lodem.

Przeciętne rozbicie obozu wyglądało następująco:

Parkowaliśmy. Każdy łapał za swój namiot i rozstawiał go w wybranym przez siebie miejscu. Zespół pakujący wyjmował niezbędny sprzęt. Zespół gotujący zaczynał przygotowywać posiłek. Zespół czyszczący ciężarówkę lekko ją ogarniał. Jaco (nasz przewodnik i kierowca) rozpalał ognisko. Reszta robiła to, na co miała ochotę (zazwyczaj piwo i krykiet). Później wspólny posiłek przy ogniu. Planowanie kolejnego dnia. Zmywanie przez zespół zmywający. Na koniec czas wolny dla wszystkich – wspólna zabawa przy ogniu lub w campingowym barze.

Rano pobudka (zazwyczaj baaaardzo wcześnie), poranna toaleta, śniadanie, składanie namiotów, pakowanie i w drogę. Przed nami kolejny dzień pełen wrażeń!

W ciężarówce każdy miał swoje miejsce siedzące oraz szafkę na rzeczy osobiste. Były głośniki i mini biblioteka. Zazwyczaj kilometry nawet na długich dystansach mijały nam bardzo szybko.

Nasza trasa: