Browsing Posts in Bez kategorii

Życzymy Wam ciepłych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, zarówno tych spędzanych w gronie rodzinnym, jak i tych z dala od domu, w podróży.

Oby rok 2013 wbrew przesądom okazał się dla nas wszystkich wyjątkowo szczęśliwy. Skoro przeżyliśmy koniec świata, nic nam już niestraszne! :)

A jak zmęczycie się już wielogodzinnym biesiadowaniem przy stole,  w ramach odpoczynku zapraszamy do posłuchania krótkiej opowieści o podróży dookoła świata i świętach spędzanych daleko, daleko od domu. Zapraszamy na krótką audycję z naszym udziałem w pierwszy dzień świąt, 25 grudnia o godz 18.00 w Radiu Dla Ciebie ( 101 MHz).

Pozdrawiamy Świątecznie!

Gdy w Nowej Zelandii zamieszkaliśmy na miesiąc w naszym Spaceshipie na blogu pojawił się krótki opis naszego nowego domu na kółkach. Tym razem nie może być inaczej. Co prawda spać będziemy w namiotach, ale przez najbliższe tygodnie nasze życie będzie toczyło się wokół bohaterki tego posta – ciężarówki  „Shire”.

Osobowe samochody terenowe są przerabiane na auta wyprawowe od wielu lat. Jednak w takim aucie mieści sie około 4 osób. Co jeżeli chcemy przewieźć większą grupę po bezdrożach? Autobus nie da rady – zakopie sie przy pierwszej lepszej okazji. Ktoś błyskotliwy wpadł zatem na pomysł aby na auto wyprawowe przerobić ciężarówkę. Tak powstał biznes Overlandingu popularny dziś na całym świecie. Duża ciężarówka jest wytrzymała. Dzięki wysokiemu zawieszeniu i dużej mocy może pokonać trasy przeznaczone dla aut terenowych. Pozostaje jeszcze przystosować pojazd przeznaczony do przewozu np. kartofli, tak aby mógł we względnie cywilizowanych warunkach przewozić ludzi.

Idea overlandingu wywodzi się z jazdy terenowej. W dużym skrócie chodzi o to, aby zjechać z turystycznych szlaków, którymi podążają emeryci w luksusowych autobusach (drogi emerycie zaznaczamy, że nic do Ciebie nie mamy, ale w ten sposób podróżować będziemy na emeryturze – swoją drogą fajnie mają Ci „zachodni” emeryci, że ich na to stać).

Podróżuje się w większej grupie niż np. w terenówce, dzięki czemu jest taniej i weselej. Grupa jest samowystarczalna. By przetrwać potrzebuje jedynie raz na kilka dni odwiedzić sklep spożywczy, sklep alkoholowy i stację benzynową. Dzięki temu można dotrzeć w mniej turystyczne, ciekawsze i „dziksze” miejsce.

Poniżej możecie obejrzeć filmik o overlandingu – w tym przypadku w Ameryce Południowej:

Jak wygląda życie podczas tego typu wycieczki? Miłośnicy 5 gwiazdkowych hoteli i luksusowych restauracji pod krawatem nie będą zadowoleni. Hotel zamieniamy na namiot. Duży i względnie komfortowy. Mamy do dyspozycji materace więc śpi się bardzo wygodnie – oczywiście w swoim śpiworze. Sypialnię trzeba codziennie zbudować i zdemontować. Nocujemy zazwyczaj na oficjalnych campingach. Czasem na „dziko” gdzie zamiast prysznica mamy rzekę, a toaletę musi zastąpić busz – ale to rzadko.

Poniżej filmik przedstawiający ciężarówkę Acacia – taką jaką my podróżowaliśmy:

Co z jedzeniem? Przygotowujemy sami. A dokładnie dedykowany do tego zadania zespół. Zespołów jest 5 i każdego dnia zamieniamy się obowiązkami:

  1. gotowanie,
  2. zmywanie,
  3. sprzątanie ciężarówki,
  4. pakowanie ciężarówki,
  5. dzień wolny.

W naszym przypadku szefem kuchni była nasza przewodniczka, opiekunka i liderka Chantelle. Jedzenie było fantastyczne. Do dyspozycje mieliśmy butle gazowe, ognisko, grill, komplet niezbędnych naczyń i mebli kuchennych oraz wszystko to na co mieliśmy ochotę i kupiliśmy wcześniej w sklepie. Każdego dnia zarówno mięsożercy jak i wegetarianie byli zachwyceni.

Cały sprzęt przechowywany w ciężarówce codziennie było trzeba rozpakować a następnie zapakować (każdego dnia mieliśmy od tego specjalny zespół). Mam tu na myśli stoły, naczynie, krzesła, butle gazowe, kuchenkę, grilla, miski do zmywania itp. Do przechowywania jedzenia i piwa (a właściwie piwa i ewentualnie jedzenia, o ile  się zmieściło) mieliśmy lodówki chłodzone lodem.

Przeciętne rozbicie obozu wyglądało następująco:

Parkowaliśmy. Każdy łapał za swój namiot i rozstawiał go w wybranym przez siebie miejscu. Zespół pakujący wyjmował niezbędny sprzęt. Zespół gotujący zaczynał przygotowywać posiłek. Zespół czyszczący ciężarówkę lekko ją ogarniał. Jaco (nasz przewodnik i kierowca) rozpalał ognisko. Reszta robiła to, na co miała ochotę (zazwyczaj piwo i krykiet). Później wspólny posiłek przy ogniu. Planowanie kolejnego dnia. Zmywanie przez zespół zmywający. Na koniec czas wolny dla wszystkich – wspólna zabawa przy ogniu lub w campingowym barze.

Rano pobudka (zazwyczaj baaaardzo wcześnie), poranna toaleta, śniadanie, składanie namiotów, pakowanie i w drogę. Przed nami kolejny dzień pełen wrażeń!

W ciężarówce każdy miał swoje miejsce siedzące oraz szafkę na rzeczy osobiste. Były głośniki i mini biblioteka. Zazwyczaj kilometry nawet na długich dystansach mijały nam bardzo szybko.

Nasza trasa:

Tu możecie przeczytać więcej o naszej wycieczce:

http://www.acacia-africa.com/acacia_overland/desert_tracker_25_days_2012.php

Od początku nie byliśmy przekonani, jak podróżować po Afryce. Do tej pory celowo unikaliśmy wszelkiej formy turystyki zorganizowanej. Jednak wszystkie znaki na niebie i w google wskazywały, że po Namibii i Botswanie bez własnego transportu nie zobaczymy tego, co naprawdę warte zobaczenia. Lokalny transport właściwie nie istnieje, a przedostanie się w bezludne miejsca graniczy z cudem. Na wypożyczenie własnej terenówki nie było nas stać, więc wybór padł na overlanding. RPA zwiedziliśmy we własnym zakresie małym autem (możecie o tym poczytać w poprzednich postach), ale dalej na północ zdecydowaliśmy wybrać się z Acacią.

Obawialiśmy się tej decyzji strasznie. Dzisiaj z perspektywy czasu wiemy, że dzięki niej spędziliśmy jeden z najcudowniejszych miesięcy w, co by nie mówić, chyba najciekawszym roku naszego dotychczasowego życia. A więc nie było tak źle! :)

Gdy w Nowej Zelandii zamieszkaliśmy na miesiąc w naszym Spaceshipie na blogu pojawił się krótki opis naszego nowego domu na kółkach. Tym razem nie może być inaczej. Co prawda spać będziemy w namiotach, ale przez najbliższe tygodnie nasze życie będzie toczyło się wokół bohaterki tego posta – ciężarówki „Shire”.

Osobowe samochody terenowe są przerabiane na auta wyprawowe od wielu lat. Jednak w takim aucie mieści sie około 4 osób. Co jeżeli chcemy przewieźć większą grupę po bezdrożach? Autobus nie da rady – zakopie sie przy pierwszej lepszej okazji. Ktoś błyskotliwy wpadł zatem na pomysł aby na auto wyprawowe przerobić ciężarówkę. Tak powstał biznes Overlandingu popularny dziś na całym świecie. Duża ciężarówka jest wytrzymała. Dzięki wysokiemu zawieszeniu i dużej mocy może pokonać trasy przeznaczone dla aut terenowych. Pozostaje jeszcze przystosować pojazd przeznaczony do przewozu np. kartofli, tak aby mógł we względnie cywilizowanych warunkach przewozić ludzi.

Idea overlandingu wywodzi się z jazdy terenowej. W dużym skrócie chodzi o to, aby zjechać z turystycznych szlaków, którymi podążają emeryci w luksusowych autobusach. Podróżuje się w większej grupie niż np. w terenówce, dzięki czemu jest taniej i weselej. Grupa jest samowystarczalna. By przetrwać potrzebuje jedynie raz na kilka dni odwiedzić sklep spożywczy, sklep alkoholowy i stację benzynową. Dzięki temu można dotrzeć w mniej turystyczne, ciekawsze i „dziksze” miejsce.

http://www.youtube.com/watch?v=q_63LpQd8mk&feature=player_embedded

Jak wygląda życie podczas tego typu wycieczki? Miłośnicy 5 gwiazdkowych hoteli i luksusowych restauracji pod krawatem nie będą zadowoleni. Hotel zamieniamy na namiot. Duży i względnie komfortowy. Mamy do dyspozycji materace więc śpi się bardzo wygodnie – oczywiście w swoim śpiworze. Sypialnię trzeba codziennie zbudować i zdemontować. Nocujemy zazwyczaj na oficjalnych campingach. Czasem na „dziko” gdzie zamiast prysznica mamy rzekę, a toaletę musi zastąpić busz – ale to rzadko.

Co z jedzeniem? Przygotowujemy sami. A dokładnie dedykowany do tego zadania zespół. Zespołów jest 5 i każdego dnia zamieniamy się obowiązkami:

1. gotowanie,

2. zmywanie,

3. sprzątanie ciężarówki,

4. pakowanie ciężarówki,

5. dzień wolny.

W naszym przypadku szefem kuchni była nasza przewodniczka, opiekunka i liderka Chantelle. Jedzenie było fantastyczne. Do dyspozycje mieliśmy butle gazowe, ognisko, grill, komplet niezbędnych naczyń i mebli kuchennych oraz wszystko to na co mieliśmy ochotę i kupiliśmy wcześniej w sklepie. Każdego dnia zarówno mięsożercy jak i wegetarianie byli zachwyceni.

Cały sprzęt przechowywany w ciężarówce codziennie było trzeba rozpakować a następnie zapakować (każdego dnia mieliśmy od tego specjalny zespół). Mam tu na myśli stoły, naczynie, krzesła, butle gazowe, kuchenkę, grilla, miski do zmywania itp. Do przechowywania jedzenia i piwa (a właściwie piwa i ewentualnie jedzenia, o ile się zmieściło) mieliśmy lodówki chłodzone lodem.

Przeciętne rozbicie obozu wyglądało następująco:

Parkowaliśmy. Każdy łapał za swój namiot i rozstawiał go w wybranym przez siebie miejscu. Zespół pakujący wyjmował niezbędny sprzęt. Zespół gotujący zaczynał przygotowywać posiłek. Zespół czyszczący ciężarówkę lekko ją ogarniał. Jaco (nasz przewodnik i kierowca) rozpalał ognisko. Reszta robiła to, na co miała ochotę (zazwyczaj piwo i krykiet). Później wspólny posiłek przy ogniu. Planowanie kolejnego dnia. Zmywanie przez zespół zmywający. Na koniec czas wolny dla wszystkich – wspólna zabawa przy ogniu lub w campingowym barze.

Rano pobudka (zazwyczaj baaaardzo wcześnie), poranna toaleta, śniadanie, składanie namiotów, pakowanie i w drogę. Przed nami kolejny dzień pełen wrażeń!

W ciężarówce każdy miał swoje miejsce siedzące oraz szafkę na rzeczy osobiste. Były głośniki i mini biblioteka. Zazwyczaj kilometry nawet na długich dystansach mijały nam bardzo szybko.

Nasza trasa:

Decyzja nie jest prosta, gdyż pewnie duża część z Was przyzwyczaiła się do przeglądania zdjęć za pomocą pokazu slajdów w PicLensie (żeby go uruchomić trzeba było kliknąć na mały link nad galerią zdjęć).

PicLens ma jednak jedną dużą wadę – ignoruje wszystkie ograniczenia związane z rozdzielczością zdjęć ustawione w opcjach bloga. Na stronę wrzucamy zdjęcia o maksymalnej rozdzielczości 800 pixeli – większe zdjęcia wczytywałyby się jeszcze dłużej. PicLens nie zważając na oryginalną wielkość zdjęcia, powiększa je do maksymalnej rozdzielczości ekranu, na którym jest wyświetlany.

Na naszym 10 calowym monitorze jest OK, ale zdjęcia wyświetlone na dużym np. 17-calowym ekranie są rozciągane i „rozjeżdżają się”. Jakość jest słaba, widać pojedyncze piksele i naszym zdaniem nie wygląda to dobrze.

Dlatego postanowiliśmy zostawić tylko prostą aplikację do przeglądania zdjęć. Wystarczy kliknąć na wybrane zdjęcie (najlepiej pierwsze w galerii), a potem za pomocą strzałek przemieszczać się dowolnie po galerii. By zamknąć przeglądarkę zdjęć i wrócić do treści bloga, należy kliknąć na zdjęcie.

W razie jakichkolwiek problemów technicznych z tą formą przeglądania zdjęć, prosimy o maila. Zależy nam na tym, żeby wszystko działało, jak należy.

Za utrudnienia i zmianę przyzwyczajeń przepraszamy,

Paulina i Tomek

PS: Jeśli ktoś spotkał się z podobnym problemem i ma pomysł jak zmusić PicLensa do współpracy, dajcie znać.

A no właśnie… Dlaczego tyle czasu nie ma wieści na henhen? Zabili ich w tej Ameryce Południowej czy jak? Może się zgubili?

Otóż nie! Jesteśmy cali i zdrowi i wcale się nie zagubiliśmy. Bardzo przepraszamy wszystkich za tak długie milczenie. Od ostatniego wpisu minęło już chyba ze 100 lat. Oczywiście jak każdy winny, my też mamy coś na swoje usprawiedliwienie :) Ostatni post opublikowaliśmy w Castro na wyspie Chiloe. Zaraz potem przeprawiliśmy się do opustoszałego i zniszczonego wybuchem wulkanu Chaiten, gdzie skończyła się cywilizacja, a zaczęła się przygoda z Carreterą Austral. Potrzebowaliśmy 3 tygodni, aby przedostać się do Villa O’Higgins leżącego u stóp Południowego Lądolodu Patagońskiego – największego po Antarktydzie i Grenlandii pola lodowego na świecie. Tam rozpoczęła się nasza dwudniowa przeprawa przez granicę chilijsko-argentyńską.

Chilijska Patagonia jest dzika w pełnym tego słowa znaczeniu. Rzek, fiordów, gór, jezior, lagun, lodowców, lasów jest tu pod dostatkiem – ze stabilnie działającym połączeniem internetowym i sygnałem telefonicznym nieco gorzej. Kontakt ze światem przyrody pierwszorzędny, ale z szeroko pojętą cywilizacją mizerny.

Teraz jesteśmy już w bardziej ucywilizowanej części Patagonii i powinno być już tylko lepiej. Około 8 marca powinniśmy dotrzeć do Ushuai – najdalej na południe wysuniętego miasta kuli ziemskiej (kawałek dalej jest już tylko malutka chilijska osada rybacka Puerto Williams).

Z „lekkim” opóźnieniem zapraszamy do lektury pierwszej relacji z Ameryki Południowej – lepiej późno niż wcale!

Paulina i Tomek

Kochani!

Po raz pierwszy przyszło nam spędzać święta tak daleko od domu. Tęsknimy za Wami okropnie, ale też mamy świadomość, że są to święta wyjątkowe, być może już niepowtarzalne i na pewno na długo zapadną nam w pamięci. I choć w tym roku trudniej nam złożyć Wam wszystkim życzenia osobiście, wiedzcie, że myślami, sercem i duchem jesteśmy z Wami.

Kochani, życzymy Wam radosnych, spokojnych świąt w ciepłej, rodzinnej atmosferze, w otoczeniu najbliższych. Niech Wasze marzenia spełniają się jedno za drugim. Niech moc, pozytywna energia i uśmiech będą z Wami!

Oby w Waszych sercach było tak słonecznie, jak tu gdzie teraz jesteśmy! ;)

Paulina i Tomek

Pojawiły się liczne skargi od naszych kochanych czytelników, związane z nieprofesjonalnym i nierzetelnym podejściem autorów strony henhen.pl do publikowania wpisów. Posty pojawiają się niesystematycznie i często w dużych odstępach czasu.

W związku z powyższym uruchomiliśmy newsletter. Wystarczy, że podasz Swój email, a my wyślemy wiadomość, gdy tylko dodamy coś nowego na naszym blogu.

Zapisz się do grona stałych czytelników henhen.pl, klikając TUTAJ.

Kochani!

Comments off

Wybaczcie, ze nie dajemy tak dlugo znac, ale w miejscach, ktore aktualnie odwiedzamy, internet nie jest wynalazkiem  powszechnym. Nie jestesmy w stanie nigdzie podlaczyc naszego netbooka, a publikowanie bez polskich znakow nie jest chyba najlepszym pomyslem.

Juz za kilka dni bedziemy w Australii – obiecujemy ze pierwsze co zrobimy uzupelnimy zaleglosci.

U nas wszystko wspaniale.  Swiat jak na razie nie zawodzi naszych oczekiwan – szczegoly juz niebawem!!!

:)

U Angoli

10 comments

Co by nie mówić, czytacie właśnie dziewiczy post z naszej podróży. Cóż za emocje..

 Jesteśmy w Londynie. Pierwszy nocleg poza domem za nami. Jeszcze tylko około 330 takich i wracamy. Wczoraj wieczorem złamaliśmy jedno z przykazań naszego wyjazdu – OSZCZĘDZAĆ! Zamiast zjeść kolację w hostelu jak przystało na podróżników, zajadaliśmy się pysznym makaronem w miłej knajpce popijając London Pride i Cydr  (ta ich duma bez rewelacji – nie ma czego zazdrościć). Naszym mamom to pewnie na rękę – jeżeli  często będziemy łamać to przykazanie, kasa się skończy i z pewnością zobaczymy się wcześniej :)

Teraz na lotnisku. Za 2h wylatujemy do Tokyo. W hostelu mamy chyba internet, więc pewnie się odezwiemy.

Pozdrowienia z Londynu!!