Część z czytelników naszego bloga prawdopodobnie pamięta, że po Australii jeździliśmy pomarańczowym Spaceshipem o wyrafinowanej nazwie Kosmiczne Jaja. Już w Sydney, kiedy załatwialiśmy formalności wiązane z wypożyczeniem auta, zdecydowaliśmy, że podobną maszynę wypożyczymy w Nowej Zelandii. Spaceships ma również przedstawiciela w kraju Kiwi – rezerwując auto w dwóch krajach dostaliśmy stosunkowo korzystną ofertę.

No i tak po 21 dniach spędzonych w pomarańczy w Australii i przejechaniu 4050 km, po kilku dniach przerwy wracamy do naszego małego domu na kółkach. Jako, że w domu tym spędzamy prawie 50 dni i nocy (21 w Australii i 26 w NZ) zdecydowaliśmy zadedykować mu osobnego posta.

W NZ przesiedliśmy się w nowszą od australijskiej wersję Toyoty Estima. Mieliśmy szczęście ponieważ trafiliśmy na „nowy” samochód, który jeszcze nigdy nie był wypożyczany. Nie był oczywiście fabrycznie nowy (około 70000 km przebiegu), ale dopiero co przerobiono go na campervana.  Tym sposobem wszystko (poza zaplamioną tapicerką) było w nim świeże i czyste.

Silnik 2,4 litra, automatyczna skrzynia biegów, wszystkie systemy bezpieczeństwa i udogodnienia jakie powinien posiadać nowoczesny samochód były na miejscu. Auto prowadziło się znakomicie. Z punktu widzenia kierowcy miało tylko jedną wadę – kierownicę zainstalowano po złej stronie.Do tego jak na złość wszyscy dookoła jeździli po złej stronie jezdni. Ale cóż, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Gdy po raz pierwszy wyjechałem w Sydney na ulicę, czułem się „nieco dziwnie”, ale po przejechaniu pierwszych setek kilometrów było już OK. Czasami zdarzało mi się jechać zbyt blisko lewej krawędzi jezdni, a zamiast kierunkowskazu włączać wycieraczki, ale ogólnie, ku mojemu zaskoczeniu, przestawiłem się na drugą stronę zadziwiająco łatwo. Stało się tak pewnie dzięki  temu, że nie musiałem zmieniać biegów – automat był błogosławieństwem. Tak np. zamiast zredukować bieg, mógłbym otworzyć drzwi. Po przejechaniu 4000 km w AUS, lewa strona w NZ nie stanowiła już żadnego problemu, a wręcz stała się oczywista.

Kokpit Spaceshipa

W NZ mają tylko jedną dziwną zasadę, do której trudno było się przyzwyczaić: skręcając w lewo, trzeba ustąpić pierwszeństwo temu, kto skręca w prawo. W przełożeniu na naszą stronę: skręcając z trasy w prawo musicie ustąpić pierwszeństwo tym skręcającym w lewo. Przyznam szczerze, że teraz ten przepis wydaje mi się nawet naturalny, ale pamiętam, że na początku nie mogłem pojąć logiki tej zasady. Generalnie chodzi o to, że ten skręcający w lewo w Polsce ma trudniej i powinien mieć pierwszeństwo.

??????

Ale starczy o perspektywie kierowcy, pomówmy teraz o perspektywie mieszkańca. Samochód jak już wiecie nie jest do końca prawdziwym wypasionym campervanem. Jest to wersja raczej uproszczona, ale posiada wszystko, co potrzebne do przetrwania, poza prysznicem i toaletą.

KUCHNIA

W aucie mieliśmy małą lodówkę, która na styk spełniała nasze potrzeby. Jedyny problem stanowiły piwa – obok jedzenia nie mieściło się więcej niż 2 butelki, więc było trzeba systematycznie dokładać. Auto było wyposażone w podwójny system zasilania dwoma akumulatorami. Jeden z nich służył do zasilania domowych sprzętów podczas postoju. Noc wytrzymywał bez większych problemów (tylko raz w Australii zdarzyło się nam rozładować oba akumulatory i musieliśmy wzywać pomoc).

Lodówka i szafka kuchenna

W kuchni nie może zabraknąć również kuchenki gazowej. Dwa palniki podłączone do przenośnych, wymiennych butli. Samochód był wyposażony w zewnętrzny stolik, na którym można było z łatwością używać kuchenki.  Garnki, patelnia, talerze, sztućce, kubki, deska do krojenia – cały przybornik kucharza i konsumenta mieliśmy na miejscu.

Kuchenka w naszej kuchni

Był też zbiornik wody, z którego mogliśmy w łatwy sposób pompować wodę. Wodę było trzeba rzecz jasna systematycznie uzupełniać.

Zbiornik wody

JADALNIA

Auto było wyposażone w przenośny stolik i dwa krzesełka. Tym sposobem nasza jadalnia na świeżym powietrzu systematycznie zmieniała widok – plaża, morze, las, góry, wulkan, wodospad, strumyk, jezioro, szalet miejski – do wyboru do koloru.

Jadalnia w opcji z widokiem na jezioro

Była też opcja jedzenia w środku na małym stoliku, ale nie zdarzyło nam się z niej chyba skorzystać.

POKÓJ DZIENNY

W pokoju dziennym mieliśmy kanapę, którą mogliśmy używać w trzech wariantach.

1. Kanapa skierowana przodem do kierunku jazdy – ustawienie wykorzystywane najczęściej podczas jazdy. Mogliśmy zabrać autostopowicza (co kilka razy nam się zdarzyło) lub mieć łatwy dostęp do naszego bałaganu. Formalnie samochód był zarejestrowany na 4 osoby.

Wariant 1

2. Kanapa skierowana w kierunku przeciwnym do kierunku jazdy – rzadko korzystaliśmy z tego ustawienia, było jednak potrzebne do rozłożenia łóżka wewnątrz auta (szczegóły poniżej).

Wariant 2

3. Kanapa ustawiona bokiem – najczęściej wykorzystywany wariant podczas postoju, gwarantował największą powierzchnię i komfort pokoju dziennego.

Wariant 3 ze stolikiem w pokoju dziennym

Na pokój dzienny składała się również sala kinowa. Nasz dom był wyposażony w odtwarzacz DVD i mały ekran. Jako, że mieliśmy kilka filmów kupionych jeszcze na Bali, mogliśmy spędzić miły wieczór filmowy przy lampce nowozelandzkiego wina (precyzyjnie rzecz ujmując przy plastikowym kubku).

Sala kinowa

W pokoju dziennym mieliśmy też mały stolik, ale rzadko z niego korzystaliśmy.

SYPIALNIA

Sypialnię mogliśmy zaaranżować na dwa sposoby.

Sposób 1:

Na tylnej klapie samochodu rozkładamy specjalnie przystosowany namiot, dzięki czemu powiększamy przestrzeń wewnętrzną. Tym sposobem sypialnia i pokój dzienny dostępne są jednocześnie. Materiał jest wodoszczelny, ale nie do końca zimnoszczelny. Są dwa okienka z moskitierą.

Namiot w wariancie 1

W sypialni - wariant 1

Sposób 2:

Wykorzystujemy specjalne podpórki w środku auta i rozkładamy łóżko we wnętrzu naszej Toyoty. Tym sposobem jesteśmy szczelnie zamknięci, ale pokój dzienny nie jest dostępny.

Sypialnia w wariancie 2

W 95% wykorzystywaliśmy wariant 1 – gwarantuje on więcej przestrzeni. Wariant 2 wykorzystaliśmy kilka razy gdy było bardzo zimno, albo gdy nocowaliśmy w miejscach, w których nie czuliśmy się w 100% bezpiecznie (w wariancie 1 domniemany napastnik lub stwór leśny mógł w łatwiejszy sposób wedrzeć się do naszej sypialni). Materace były wygodne, a pościel ciepła, więc wysypialiśmy się bez większych problemów.

GARDEROBA

Z tyłu auta pod materacem mieliśmy dużą skrzynię, w której mieściła się cała zawartość naszych plecaków. Dzięki temu, przy odrobinie chęci, udawało się utrzymywać względny porządek w mieszkanku.

Garderoba

OGRÓDEK

Z boku samochodu mogliśmy rozłożyć daszek, który powodował że nasza prywatna zadaszona przestrzeń powiększała się o kilka metrów kwadratowych. Korzystaliśmy z tej opcji tylko wtedy, gdy zatrzymywaliśmy się gdzieś na dłużej.

Gospodyni w ogródku o zachodzie słońca...

To by było na tyle o naszym domu na kółkach. Brakowało nam jedynie łazienki. Z tego też powodu w większości przypadków staraliśmy się zatrzymywać na noc w miejscach z dostępną toaletą i prysznicami. Czasem z dużą zazdrością patrzyliśmy na duże, w pełni wyposażone campervany. Jednak naszym atutem w porównaniu do dużych apartamentowców była szybkość i zwinność. Na krętych drogach Nowej Zelandii wszystkie kolosy zostawały daleko w tyle!