Przylecieliśmy do RPA dwa i pół tygodnia temu i co tu dużo gadać, jest nam tu całkiem dobrze. Trzeba przyznać, że Afryka była dla nas dużym znakiem zapytania. Ciągle z różnych względów nie cieszy się ona dużym powodzeniem wśród podróżników. Spotkaliśmy na naszej drodze sporo osób podróżujących dookoła świata, lecz może 1 lub 2 odwiedziły w trakcie podróży „czarny ląd”. Internet oferował wiele sprzecznych informacji, z których wynikało, że kraje Afryki Południowej nie są do końca przystosowane do naszego stylu podróżowania.
Co więc zastaliśmy po przyjeździe? Nasz pierwszy przystanek to Kapsztad i jest to chyba najpiękniejsze miasto, które dotąd odwiedziliśmy. Pięknie położone, nad zatoką, a dokładniej nad kilkunastoma otoczonymi bialutkimi skałami zatoczkami. W tle wszechobecna Góra Stołowa, całkiem płaska niczym ścięta maczetą, do tego postkolonialna architektura, wiktoriańskie wille i palmy. Kapsztad cieszy oko. Zwłaszcza, że jest bardzo czysty. A w Ameryce Południowej nauczyliśmy sie już traktować czystość nieco relatywnie. No ale Kapsztad zasługuje na osobnego posta – więcej nieco później.
Przed przyjazdem nasłuchaliśmy sie niestworzonych historii o braku bezpieczeństwa i zalecenia, by po zmroku nie opuszczać hostelu. Hostel po zmroku czasem opuszczamy, ale samochodem po ciemku staraliśmy się nie jeździć. Jak na razie czujemy się bezpiecznie, ale… No właśnie, kosztem zamknięcia się w pewnej enklawie. Typowo czarnych, biedniejszych dzielnic raczej nie odwiedzamy, a po jednej przejażdżce pociągiem 3 klasy, kolejnym razem przesiedliśmy się już do klasy pierwszej. Wybraliśmy taką drogę, bo trzeba przyznać, że zamykane na kraty puby, sklepy, duże biura, czy stacje benzynowe dają do myślenia. To pierwszy kraj, w którym, by dostać się do restauracji, czy wypożyczalni samochodów, należy użyć domofonu.
Jednocześnie spotykani dotąd ludzie okazują nam niezwykłą serdeczność, zwłaszcza czarni. Są bardzo otwarci, ciepli i na każdym kroku zagadują, szukając kontaktu. Czasem tylko zaczepiają nas na ulicy z prośbą o pieniądze, ktoś prosi o kupno steka w supermarkecie. Staramy się nie dawać pieniędzy, raczej kupować drobiazgi od miejscowych artystów, dawać drobne pilnującym parkingi, wspierać każdą chęć pracy. Ma się wrażenie, że wszędzie, gdzie biały człowiek przybył ze swoją ‘misją’ cywilizacyjną, główną ‘zdobyczą’, którą po sobie zostawił jest nauka żebractwa. Tak to już jest, że zamiast inwestować w Afrykę, nauczyliśmy się dawać im pieniądze.
Tak fakt, Afryka kojarzy się głównie z potrzebą pomocy biedniejszym i bardziej poszkodowanym. Z taką misją przybywają tu wciąż europejscy, czy amerykańscy wolontariusze. A biali obywatele RPA? No właśnie, naszym zdaniem oni już takiej potrzeby pomocy nie widzą. Niestety RPA nie otrząsnęło się jeszcze w pełni po apartheidzie. Jego spuścizna to miedzy innym wciąż obecna segregacja rasowa w pracy. Na stacjach benzynowych, w supermarketach, fast foodach czy przy robotach drogowych pracują niemal wyłącznie czarni. Na ulicach nie widać mieszanych par, mulatów, a granice między dzielnicami i klasami w pociągach wciąż przebiegają według koloru skóry. W sumie nie ma w tym nic dziwnego. Trudno przesiedlić całe rodziny i „wymieszać” społeczeństwo w ciągu zaledwie 15 lat. Najtrudniej jednak będzie zmienić zaściankową mentalność afrykanerskiej społeczności o farmerskich korzeniach. A w ich myśleniu różnice miedzy czarną, a białą rasą są wciąż nie do pogodzenia. Spotkaliśmy się z całkiem niedorzecznymi argumentami. Dowodem na wyższość Afrykanerów miał być na przykład fakt, iż tylko biali kupują białe samochody, bo do białego lakieru nie trzeba dopłacać. Czarni nie liczą się z pieniądzem i chętnie trwonią kasę na wybrany kolor lakieru. No cóż…
Nie oznacza to jednak, że mieszkańcy RPA to same twarde głowy. W kwestiach takich jak homoseksualizm potrafią być bardzo tolerancyjni. Tylu takich stereotypowo zniewieściałych mężczyzn w jednym miejscu jeszcze nie spotkaliśmy i to zarówno białych jak i czarnych. Ulicami wędrują drag queens, dumnie obnosząc sie ze swoją kobiecością, a spotykane lesbijki głośnią mówią o swojej orientacji.
Czarnych Afrykańczyków pozytywnie wyróżnia jeszcze jedna cecha: muzykalność. Wygląda na to, że mają ją w genach. Odkąd przyjechaliśmy towarzyszą nam radosne afrykańskie rytmy, podśpiewywanie pod nosem w trakcie pracy i podrygiwanie biodrami. Z reszta kto by nie podrygiwał, mając taaaaaakie biodra Malutka wioska w Lesoto ma chór, którego nie powstydziłaby się warszawska metropolia, a msza w kościele przemienia sie w podrygiwany koncert. Nasze osobiste odkrycie to młoda, kapsztadzka grupa Freshly Ground i ich najnowszy album: Radio Africa.
Poza tym jak oni pysznie gotują. Jesteśmy tu od ponad 2 tygodni i czego byśmy nie zamówili: owoce morza, dania wegetariańskie, a nawet fast foody dostajemy talerz pełen smaków. Co za ulga po moim stałym południowoamerykańskim jadłospisie: frytki z sałatką.
Miłym zaskoczeniem były też ceny. Koszty utrzymania są porównywalne do polskich, czasem niższe. Do tego w Kapsztadzie możliwe okazuje sie nawet couchsurfingowanie w hostelu, a zabytkowy jaguar może być wasz za jedyne 11 tysięcy złotych
A jak to jest z tym backpackerskim stylem podróżowania? Otóż, RPA okazało się do niego doskonale przystosowane. Po wypożyczeniu samochodu i naszym juz starym sposobem pokonaniu 4200 km w 2 tygodnie, miedzy innym słynną trasą Garden Route, przez Lesoto i góry Drakensbergu, wróciliśmy właśnie do Kapsztadu. I wygląda na to, ze to nasz ostatni kontakt z internetową cywilizacją przez najbliższy miesiąc. 2 kwietnia wyruszamy na zorganizowaną wyprawę ciężarówką przez Namibię, Botswanę, wodospady Wiktoria i Park Narodowy Krugera w RPA. Skąd taki wybór? Jak dotąd jak ognia unikaliśmy zorganizowanych wypraw. Jednak by dotrzeć do interesujących nas miejsc w Namibii, a zwłaszcza w Botswanie najprawdopodobniej potrzebowalibyśmy 4-napędowca, a na wynajem takiego samochodu po prostu nas nie stać. Taka wyprawa ciężarówką z noclegami w namiotach i obowiązkami dzielonymi sprawiedliwie miedzy wszystkich członków grupy okazała się być optymalna dla naszej kieszeni. Poza tym mamy nadzieje, ze dzięki niej poznamy wielu ciekawych, podobnie myślących ludzi i będziemy sie dobrze bawić. W końcu ich obecność przynajmniej na jakiś czas będzie nam musiała zastąpić blogowy kontakt z wami. Oczywiście postaramy się gdzieś tam odnaleźć wifi i dalej relacjonować podróż przez Amerykę Południową, a wkrótce też Afrykę. Gdybyśmy jednak milczeli przez okrągły miesiąc, nie martwcie się – THIS IS AFRICA!
Comments