Ruszyliśmy się z Tokio. jeszcze nie wszystko tam zbadane, poznane, ale liczymy jeszcze na przystanek w stolicy w drodze powrotnej na południe. Tymczasem gdy Tokio żegnało nas przepięknym słońcem, my wsiedliśmy w pociąg, który zabrał nas na Hokkaido – najdalej na północ wysuniętą wyspę Japonii. Można się stąd dostać na oddalone o kilkadziesiąt kilometrów wyspy należące do Rosji. Pierwszym przystankiem jest Hakodate. Malowniczo położona na półwyspie nad północnym Pacyfikiem dawna osada rybacka. Widać tu trochę wpływów zagranicznych, są 2 prawosławne kościoły, kościółek katolicki i piękna świątynia shintu. Poza tym są też dawne magazyny rybackie, dziś przerobione na knajpki, gdzie znów łamiąc zasadę oszczędności, zjedliśmy przepyszną kolacyjkę z owoców morza.  Główną atrakcją miasta jest jednak Mt. Hakodate, górująca nad miastem góra, na którą można wjechać kolejką. Dla Japończyków największą atrakcją jest zrobienie sobie zdjęcia z góry nocą z widokiem na rozświetlone miasto, dlatego gdy przyjechaliśmy tam przed 6-tą na górze było kilka osób, gdy odjeżdżaliśmy sporo po 7-tej były już tłumy. A propos Japończyków i Hokkaido to rzuca się w oczy, że jesteśmy tu jedynymi podróżującymi białymi, gdziekolwiek nie pójdziemy jest mnóstwo turystów japońskich, ale białych prawie wcale. Nocowaliśmy w uroczym pensjonacie w pokoju ze świetnym widokiem.

Widok z okna

Do tego przesympatyczny manager hotelu, który przed odjazdem zaoferował się zawieźć  nas na stację kolejową. Za darmo, no może za jeden uśmiech :) Piszę to, bo to tutaj niezwykłe. Nie ma napiwków, bakszyszy, żadnych drobnych tipów, a czy to w restauracjach, czy w hostelu, czy w sklepie, czy w przydrożnej knajpce, każdy jest przemiły, usłużny i stara się być bardzo pomocny.

Hakodate wykorzystaliśmy też jako bazę wypadową do Omuna Quasi National Park- 20 minut pociągiem z Hakodate. Park to teren dwóch jezior otaczających wulkan Komaga-take z charakterystycznym szpiczastym szczytem. W piękny dzień widoki muszą być genialne, my mieliśmy widoki zmienne, na początku niebo było trochę zachmurzone, potem widoczność była coraz lepsza. W parku wypożyczyliśmy rowery i objechaliśmy jeziora dookoła, zatrzymując się w co bardziej malowniczych zatoczkach. Ogólnie super, zwłaszcza, że mogliśmy podpatrzeć Japończyków w swoim żywiole.

Trzeba przyznać, że niewiele im do szczęścia trzeba :)

GALERIA ZDJĘĆ – Wyspa Hokkaido