2 maja 2008 roku po ponad 9000 lat snu przebudził się wulkan Chaiten. Spał na tyle twardo, że nikt z miejscowych nie zdawał sobie nawet sprawy, że pobliska góra jest wulkanem. Tego dnia ziemia falowała ponoć jak wzburzony ocean, a wypluwane przez wulkan pyły wulkaniczne w kilka godzin utworzyły słup wysokości 17 km. Natychmiast ewakuowano ponad 4000 mieszkańców pobliskiego miasteczka Chaiten. W kolejnych dniach było coraz gorzej. Siła erupcji wzrosła, po tygodniu słup pyłów wznosił się już na wysokość 30 km i przecinał cały kontynent aż do Oceanu Atlantyckiego (Chaiten położone jest na wybrzeżu Oceanu Spokojnego). 12 maja pojawiły się tzw. lahary – mieszanka gorących popiołów wulkanicznych i wody pochodzącej ze skraplanej pary wydobywającej się w trakcie wybuchu. Powstała w ten sposób rzeka błota, niosąca ze sobą kłody drzew i głazy, uderzyła w Chaiten. Intensywna erupcja wulkanu trwała jeszcze kilka miesięcy, a opadający setki kilometrów dalej pył stał się problemem dla rolników w Chile i Argentynie.

Zdjęcie satelitarne chmury popiołu sięgającej Oceanu Atlantyckiego, udostępnione przez http://www.sernageomin.cl/, pobrane z http://tierralatina.blox.pl/2008/05/Chaiten-piekny-i-grozny.html

Ponad 2 i pół roku później prom z Chiloe wysadził nas w malutkim porcie w Chaiten. Nie planowaliśmy się tu zatrzymywać, ale… od spotkanych miejscowych dowiedzieliśmy się, że następny autobus na południe odjeżdża za dwa dni. Żegnaj cywilizowany świecie! Witaj Caretero Austral! Był już zmrok, w porcie jakaś pani zaproponowała nam niedrogi pokój – nie mając specjalnie wyjścia, ruszyliśmy z nią do miasteczka. Po drodze ulice wydawały się jakieś takie martwe i ciemne, ale nic specjalnie nie wzbudziło naszych podejrzeń. W końcu zaczynamy przygodę z dziką Patagonią. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się naprzeciwko… czarnej, ciemnej rudery. Nieco zbici z tropu, zapytaliśmy, czy jest ciepła woda. Ciepłej wody niestety nie ma. W sumie to nie ma w ogóle wody. Prądu też nie ma, ale mamy świeczki. Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, że podczas całej drogi nie widzieliśmy żadnego źródła światła – całe miasteczko spowite było w ciemnościach. Po krótkiej rozmowie, wciąż nieco skołowani dowiedzieliśmy się, że gdzieś tam kilka przecznic dalej jest jeden hostel, w którym mają generator prądu. Po chwili pukaliśmy do drzwi jedynego rozświetlonego budynku w okolicy, ale niestety – brak wolnych łóżek. Nie mając wyjścia, wróciliśmy więc do naszej gospodyni i nie do końca wierząc własnym oczom, przeszliśmy po omacku przez zrujnowaną część domu. Wspięliśmy się ostrożnie po schodkach, gdzie czekał nasz pokój. Ku naszemu zdziwieniu okazał się być całkiem ładny, niczym nie różnił się od tych, w których zatrzymywaliśmy się wcześniej – no może tylko tym, że zamiast żarówek mieliśmy świeczki, a zamiast spłuczki i prysznica 5-litrową butelkę wody.

Nasz hostel...

Chwilę później siedzieliśmy już z naszymi gospodarzami przy filiżance herbaty i świecach, wysłuchując ich niezwykłej historii. Miejsce, gdzie byliśmy było przed wybuchem jednym z lepiej prosperujących hosteli w miasteczku. Został on częściowo zniszczony w trakcie trzęsienia ziemi, a właściciele zdecydowali się powrócić dopiero kilka tygodni przed naszym przybyciem. Dom opuścili dokładnie tak, jak ich zastało trzęsienie ziemi i erupcja wulkanu. Nie było czasu nic pakować. Na łodzie, którymi ich ewakuowano, nie mogli zabrać żadnego bagażu. Wybiegli, zostawiając za sobą cały dobytek. Gdy wrócili, dom był pusty. Szabrownicy zabrali dosłownie wszystko, nie zostawili nawet mebli, ani ubrań. Zacząć wszystko od nowa nie było łatwo. Podobny los spotkał wielu sąsiadów. Gdy posterunek policji przeniesiono 25 kilometrów dalej, opustoszała wioska stała się łatwym łupem dla złodziei. Przybywali łodziami, zabierając ze sobą wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.

Spotkanie burzy i erupcji wulkanu, udostępnione przez http://www.sernageomin.cl/, pobrane z http://tierralatina.blox.pl/2008/05/Chaiten-piekny-i-grozny.html

Spotkanie burzy i erupcji wulkanu, udostępnione przez http://www.sernageomin.cl/, pobrane z http://tierralatina.blox.pl/2008/05/Chaiten-piekny-i-grozny.html

Po wielomiesięcznej erupcji wulkanu, rząd po konsultacjach ze specjalistami zdecydował, że Chaiten odbudowywać nie będzie. Obecna lokalizacja jest bowiem zbyt niebezpieczna.  Zdecydowano się odbudować miasteczko w nowej lokalizacji,  kilka kilometrów dalej od wulkanu. Mieszkańcy, którzy zgodzili się przenieść do nowego Chaiten lub gdzie indziej w Chile, mogli liczyć na dużą pomoc finansową państwa.

Jak zawsze jednak w tego typu sytuacjach znaleźli się tacy, którzy odmówili. Czuli się oszukani i zdradzeni przez władze i za nic w świecie nie wyobrażali sobie opuścić swoich domów. Twierdzą, że groźby sejsmologów nie są uzasadnione. W końcu przez dziesiątki lat żyli z wulkanem w zgodzie, to i dalej mogą żyć, a żadna krzywda im się nie stanie. Rząd był jednak konsekwentny i nie chciał inwestować w infrastrukturę, która w każdej chwili mogła ulec ponownemu zniszczeniu. Tak oto, niemal 3 lata później w Chaiten wciąż nie ma prądu, ani bieżącej wody. Większość domów jest opuszczonych, a ci, którzy zdecydowali się zostać, prowadzą tryb życia zbliżony do tego sprzed 200 lat. W konflikcie między racjonalnym myśleniem władz a emocjami mieszkańców trudno przesądzać o racji. Co jest ważniejsze: rozum i rozsądek, czy uczucia? Nie nam to pewnie oceniać. Po trzech latach walki wygląda jednak na to, że rząd się ugiął. Wraz z nami na promie przypłynęła maszyna do instalowania sieci wysokiego napięcia. Co na to wulkan? Na razie drzemie, ale jeszcze nie usnął. Nad kraterem wciąż unoszą się tumany pyłu wulkanicznego.

Erupcja wulkanu Chaiten, udostępnione przez http://www.sernageomin.cl/, pobrane z http://tierralatina.blox.pl/2008/05/Chaiten-piekny-i-grozny.html

Chcąc ujrzeć część miasteczka zniszczoną przez wspomniane wcześniej lahary, następnego dnia rano wybraliśmy się nad rzekę. Było to niezwykłe przeżycie – z jednej strony fascynujące, z drugiej jednak przygnębiające i smutne. Mieliśmy wrażenie, jakby tragedia rozegrała się kilka dni wcześniej, a my jako jedni z pierwszych mogliśmy się przyjrzeć ogromowi zniszczeń. Spacer przez „odbudowaną” część Chaiten nie był z resztą bardziej optymistyczny. Kościoły, ratusz i koło gospodyń domowych wciąż świecą pustkami. Jak się później dowiedzieliśmy, część przybyłych z nami na promie turystów nocowała w opuszczonych budynkach. Ktoś rozbił nawet namiot na głównym placu Chaiten.

Domy zalane przez spływy popiołów, w tle dymiący wulkan Chaiten

PS: Wieczór przy świecach, w ciemnym, głuchym domu, bez telewizora i radia, za to przy niezwykłej historii naszych gospodarzy był jakby… magiczny. Może czasem warto zapomnieć o elektryczności? Zachęcamy spróbować! :)

Pełnia księżyca przy ognisku, w drodze z Villa O’Higgins do Argentyny, zdjęcie Stana i Flo pobrane z www.letempsdunvoyage.fr

Galeria zdjęć z Chaiten