Pustynia Atacama jest uznawana za najsuchszą pustynię świata. Niektóre ze stacji pogodowych w tym regionie nigdy nie odnotowały nawet jednej kropli deszczu. Jakimś cudem naukowcy wyliczyli, że są miejsca w których nie padało od 1570 roku. Na szczytach górskich sięgających nawet 6885 metrów nie ma śladu lodowców, czy chociaż małych kupek śniegu. Nie ma co się wdawać w geograficzno-meteorologiczne szczegóły, ale mądrzy ludzie tłumaczą to specyficznym położeniem pustyni między Andami i pasmem górskim Cordillera de la Costa. Góry odcinają pustynię od reszty świata ze wschodniej i zachodniej strony. Do tego zimny prąd morski Humboldta na Pacyfiku oraz południowo pacyficzny wyż i najsuchsze miejsce świata gotowe.
Atacama wcieliła się w kilku filmach w rolę Marsa, a NASA testuje na niej swoje urządzenia przeznaczone do przyszłej misji marsjańskiej. Część z Was pewnie kojarzy też wielkie chilijskie obserwatoria astronomiczne. Obecnie budują tu najpotężniejszy teleskop świata – ALMA. Dlaczego akurat w San Pedro? Brak deszczu oznacza też brak chmur i suche powietrze. Gdy dodamy do tego dużą wysokość i praktycznie zerowe zanieczyszczenie powietrza, otrzymamy fenomenalne miejsce do podglądania kosmosu.
Poza obserwatoriami w okolicy można też znaleźć kopalnie. Pamiętacie historię 33 górników uwięzionych 700 metrów pod ziemią? Cały świat śledził ich los. Pierwszy kontakt nawiązano 17 dni po katastrofie. Wszystkich uratowano po 69 dniach spędzonych pod ziemią – historia jak z filmu. Wszystko działo się właśnie tu – na pustyni Atacama.
A w jej środku leży mała miejscowość – San Pedro de Atacama. Spędziliśmy tu 6 dni – więcej niż planowaliśmy. Miasteczko nie wyróżnia się niczym szczególnym, choć w okolicy jest sporo do zobaczenia. Powód, dla którego zostaliśmy tu dłużej był inny – w San Pedro de Atacama spędziliśmy nasze pierwsze w życiu Święta poza domem. Okoliczności przyrody nieco odmienne: 30°C w cieniu, za oknem zamiast śniegu piach, piach i jeszcze raz piach. A najśmieszniejsze, że cały świat używa tych samych zeuropeizowanych symboli wigilijnych co my – choinka, święty mikołaj z wielką brodą i ciepłym kożuchem, śnieżne sanie. Jakby nie mogli sobie wymyśleć czegoś swojego. Płatki śniegu w sklepowych witrynach, choinka obok palmy, a między tym wszystkim gość w kożuchu, gdy wszyscy dookoła gotują się w krótkim rękawku. Wygląda to cudacznie.
Jak wyglądały nasze święta? Podobnie jak większość z Was spędziliśmy je z rodziną. Wystarczył notebook, internet, skype, kamerka internetowa, mikrofon i głośniki by z dalekiej Atacamy przenieść się na kilka godzin do mieszkania mamy Pauliny, gdzie spotkała się cała rodzina. Brakowało tylko wirtualnych kubków smakowych, które pozwoliłyby nam skosztować wigilijnych pyszności – może za kilka lat. Odległość nie była też problemem dla Świętego Mikołaja, w którego rolę wcieliła się moja mama. W środku imprezy zniknęła na kilka minut pod jakimś tam pretekstem, by powrócić triumfalnie z paczką pełną prezentów z Chile, Nowej Zelandii i Chin. Operacja pod kryptonimem „paczka” była rzecz jasna tajna (do współpracy zwerbowaliśmy tylko moją mamę), więc rodzinka miała niespodziankę. Z tego miejsca jeszcze raz dziękujemy naszemu agentowi o pseudonimie „Hanka” za perfekcyjne przeprowadzenie akcji. Swoją drogą, ze względu na procedury celne, misja o mały włos nie zakończyła się fiaskiem – przedstawiciel DHL zapukał do drzwi mamy z przesyłką w ręku 23 grudnia po południu. Tu z kolei należą się ukłony agentom „Olek” i „Igor”, którzy zrobili dla paczki rzeczy tak tajne, że nie możemy o nich pisać
Jak wigilię spędzali miejscowi? Tutaj dzień ten przyjmuje bardziej charakter imprezowo-towarzyski niż sentymentalno-rodzinny: duża impreza plenerowa do białego rana przy rytmach nieco żwawszych niż nasze rodzime kolędy. Ale San Pedro de Atacama nie jest dobrym miejsce do podpatrywania tradycyjnych chilijskich zwyczajów. Przez ostatnich kilka lat miasto stało się mekką dla tysięcy turystów – zaryzykuję stwierdzenia, że w sezonie jest tu więcej przyjezdnych niż miejscowych.
Comments